Zuzka (1938–2018): Ciesz się, jak dnia ci brakuje.

 

Beskid Śląski | Ewa Cudzich | 2019

 

Zuzanna Kawulok z ojcem Janem Kawulokiem | fot. z archiwum rodziny Kawuloków

Witejcie, witejcie, coście do nas przyśli,

My dlo Was, dlo wsiećkich uśmiechu prziniśli,

We fortóśku uśmiychu, a w copce radości,

Witómy, witómy bardzo zocnych gości.

„Na przywitanie” | Zuzanna Kawulok

Powitanie w rodzinnych progach domu Zuzanny Kawulok rozpoczynało się właśnie uśmiechem, którym witała każdego – towarzyszył jej pomimo przeciwności losu i choroby. Kiedy prawie dekadę temu jako studentka miałam niezwykły przywilej poznać panią Zuzannę Kawulok, która już od kilkunastu lat zmagała się z postępującą chorobą, uderzyła mnie niezwykła pogoda ducha, którą promieniała. Za uśmiechem kryło się dziedzictwo zachowane w pamięci i chęć dzielenia się nim, przekazywania w świat, w obieg, by ocalić od zapomnienia.

U Wojtosza, w jednym z istebniańskich placów, powstało miejsce, swoisty skarbiec tradycji muzycznych beskidzkiej Trójwsi. W symbolicznej tróchle zachowane zostało to, co związane ze zwyczajem, obrzędem i dźwiękiem zaklętym w instrumentach. Tróchła przez dekady miała swoich strażników, którzy usiłowali ocalić to, co dla lokalnej tradycji najcenniejsze. Jednak nie chcieli wszystkiego zabrać, co w pamięci i w materii; kluczem stało się dawanie i przyczynianie się do trwania. Tak zrodziła się idea kultowego miejsca na mapie beskidzkiego folkloru: Chata u Kawuloka.

Najpiykniejsi młode lata,

Kiedy byli mama, tata

Nejzocnyjsim, co jech miała,

Dych pyrsi kroki stawiała

W takiej to przestrzeni 24 kwietnia 1938 r. przyszła na świat Zuzanna Kawulok, jako jedyna córka Franciszki, o niezwykłym talencie gawędziarskim, i Jana, wybitnej postaci świata beskidzkiej muzyki. Autentyczność miejsca i prawdziwość przekazu wpłynęły na jej stosunek do tradycji. To, co związane ze światem folkloru muzycznego, z umiejętnością gry na instrumentach włącznie, było zasługą ojca Jana. Od najmłodszych lat Zuzanna towarzyszyła mu przy wykonywaniu instrumentów, a siłą rzeczy rozpoczęła się i nauka gry, „Nie mogłam być taka, jak on, bo to było niemożliwe, ale chciałam go naśladować” – wspomina Zuzanna Kawulok. „On był nie tylko o wielkiej wrażliwości muzycznej, ale o bardzo szerokich horyzontach”. Po mamie odziedziczyła talent gawędziarski. Zawsze podkreślała zasługi rodziców w kształtowaniu jej charakteru, wzbudzania ciekawości świata.

Zuzanna Kawulok zapamiętana została przede wszystkim jako osoba związana z folklorem, i tak też było, ale poza osobowością świata tradycji odkrywa się również jako kobieta niezależna – niewątpliwy autorytet w dziedzinie tradycji słownej i muzycznej regionu. Pewnym odzwierciedleniem tego są zdobyte przeze mnie informacje, którymi Zuzanna chętnie dzieliła się z każdym, kto dotarł do tego miejsca. Część pochodzi z materiałów prasowych, radiowych, spotkań ze studentami, którzy na jej wiedzy opierali niektóre treści swoich prac magisterskich, a także liczne wyrazy uznania dla jej działalności.

Zuzanna Kawulok z rodzicami – Franciszką i Janem | fot. z archiwum rodziny Kawuloków

Pierwsza muzykantka. „Moje granie”

Zuzanna Kawulok | fot. z archiwum rodziny Kawuloków

Muzykowanie w tradycji ludowej zarezerwowane było dla mężczyzn, domeną kobiet był śpiew. Natomiast kobieta w roli instrumentalisty, muzyka była ewenementem, który w społeczności lokalnej niekoniecznie postrzegano pozytywnie. Idąc szerzej i wkraczając w nieco feministyczny wymiar, ostatnie dziesięciolecia są rewolucją w myśleniu o kobiecości i jej roli we współtworzeniu tego, co tradycyjne, nie tylko w sferze obrzędu, ale także instrumentalistyki. Beskidzkie muzykowanie związane było tylko i wyłącznie ze światem męskim, jedynie w słownym przekazie zachowała się informacja o muzykantce grającej na gajdach. Zuzanna wspominała przekaz od ojca: „To, co wiym, jeszcze z opowiadania moigo taty, że kiejsik, bardzo downo tymu, to tu była jedna kobieta, co grała na gajdach, no i że nie grała na weselach, bo na wieśielu trzeba było dwa dni grać i duchać, to było dlo nij za silne, za męczące, ale growała na szkubaczkach, była jedna jedyno, jako tu grała”.

Natomiast Zuzanna była tą kobietą, która przetarła szlaki kolejnym pokoleniom pań uczących się gry na gajdach, skrzypcach. Jej słowa potwierdzają brak akceptacji ze strony lokalnego środowiska: „A jeśli chodzi o moje granie, jak jo się uczyła grać na skrzypcach, wiycie, jaki to wtedy było dlo ludzi śmiyszne? A i gadali: głupio robota, baba na dziedzinie i gro na skrzypcach, hóślach. Na na cóż jeij to będzie? To nie było jakoś z oklaskami, że to jo grała na tym. Oni po prostu uważali, że to jest coś nie tak. Trochę drwili z tego, ale jo ni miała do nich zastrzeżeń, bo jo była pierwszo, co zaczęła grać na skrzypcach. Bo to żodnej baby nie było, coby na jakim instrumencie grała, a tym bardziej na gajdach. Tóż tym bardziej ni. To jo zaczyna grać, a potym jak jo sie dostała do zespołu, jak jech zaczyna wyjeżdżać z zespołym za granicym, to potym sie dziwili, że tako głupio robota, a dzięki nij jo jeździła”.

Gra na instrumentach była naturalną drogą rozwoju pasji i uczynienia jej zawodem. Zuzanna nauczyła się gry na piszczałkach, skrzypcach i koronnym instrumencie Beskidu Śląskiego: gajdach. Nie mogło być inaczej – wszak przyszła na świat w domu mistrza gry i budowy. Nauka gry nie była ojcowskim przykazem i przymusem, zaś decyzja o podjęciu nauki gry w szkole muzycznej wynikała z zainteresowań małej Zuzki. Jak sama powtarzała w wielu wywiadach, nie odziedziczyła talentu po tacie, a miała wrodzoną chęć gry i nauki, a także dobrego nauczyciela w postaci ojca Jana. Drugim nauczycielem gry na skrzypcach był Jan Drozd z Ustronia.

W licznych wywiadach czy nagraniach wracała do pamięci o ojcu i podkreślała, że na kanwie tego rodzinnego dziedzictwa zbudowała swoją tożsamość i szczególne miejsce muzyki w jej życiu jest jego zasługą. Jednocześnie zaznaczała obowiązek stania na straży tradycji, a przede wszystkim jej twórczego trwania. „Od samego początku, jak pamiętóm, jako moja pamięć sięgo, tóż jo wyrosła w muzyce ludowej, bo tata ty instrumenty robił, a jak się instrumenty robiło, to sie na nich grało, a opowiadało się o sposobie wyrobu, ło piosenkach, ło melodiach, ło starych tekstach. Jo sie tak do tego wciągła. Także to jest taka moja cząstka wewnętrzna. Jo se nie wyobrażóm, żeby jo teroz miała nie prowadzić tego, czyim tata żył, a trza przyznać, że tata był zakochany w tej muzyce. Jo to musim ciągnąć dali, a że mi się to podobo, toż to bardzo robim z wielką przyjemnością”.

 

V Festiwal Młodzieży i Studentów w Warszawie | fot. z archiwum rodziny Kawuloków

Chcąc się ściśle trzymać ram biograficznych, należy wspomnieć, że Zuzanna ukończyła technikum rolnicze w Międzyświeciu. Po zakończeniu edukacji szkolnej kolejnym krokiem, którym na stałe pozostawiła ślad w tradycji regionu, było rozpoczęcie współpracy z zespołem regionalnym Koniaków z Koniakowa. I w tym przypadku Zuzka rozpoczęła tę życiową przygodę za namową ojca, związanego z zespołem. Był to rok 1955 – wpierw była tancerką i śpiewaczką, z czasem zaczęła grać w kapeli na skrzypcach i instrumentach pasterskich. To z ojcem zaczęła grywać w składzie: Jan – gajdy, Zuzanna – skrzypce. Ten charakterystyczny duet pojawiał się na polskich i zagranicznych scenach. Zaś w 1981 r. rozpoczęła działalność w zespole jako jego kierownik artystyczny, twórczyni programów prezentujących obrzędy i zwyczaje w opracowaniu scenicznym. W zespole poza opracowaniem artystycznym grała na skrzypcach i gajdach. W 1983 r. do składu muzycznego dołączyli przedstawiciele młodego pokolenia: Zbigniew Wałach i Józef Kawulok.

Wrodzona ciekawość świata i jego twórcze postrzeganie przekładało się na realizację programów artystycznych. Ciekawym przykładem są dociekania związane z jednym z tańców, który zupełnie wyszedł z ówczesnego obiegu scenicznego: tańca z beczką. Ślad słowny zachował się w przekazie od Jana Kawuloka, zaś namacalnym potwierdzeniem był obraz Jana Wałacha, na którym przedstawiona została scena tańca. Zespół do dziś prezentuje ów taniec w swoim programie.

W biografię Zuzanny Kawulok wpisuje się także działalność edukacyjna, która wynikała z pracy w charakterze instruktora muzycznego w latach 1976–85 w Ognisku Pracy Pozaszkolnej przy Szkole Podstawowej nr 1 w Koniakowie. Pokłosiem jej działalności edukacyjnej są liczne osoby, które z folklorem i muzyką związały swoją dalszą drogę. Nie sposób pominąć uczennicy Doroty Gazurek (Cieślar) oraz Janusza Macoszka, który pod czujnym okiem Zuzanny wzrastał w świecie tradycji, a obecnie jest kustoszem najbliższego jej sercu miejsca, jakim jest Chata u Kawuloka. Wieloletnie doświadczenie i wiedza były wykorzystywane przez kontynuatorów rodzimych tradycji – Zuzannę powoływano do jury oceniających kolejne pokolenia gawędziarzy i muzyków, m.in. w Posiadach Gawędziarskich i Konkursie Gry na Unikatowych Instrumentach Ludowych.

Wracając do czasu przeszłego: kiedy umarł Jan Kawulok w 1976 r., Zuzanna została opiekunką niegdysiejszego rodzinnego domu, którego wnętrze przesiąkło opowieściami o dawnej góralszczyźnie – odbija się w jego wnętrzach echo trombity, brzmią dźwięki gajd, skrzypiec, piszczałek.

Próg chaty przystąpiły tysiące stóp, by zobaczyć w pigułce beskidzki świat. Przewijali się przez nią ludzie niemal ze wszystkich kontynentów, zwykli turyści, ambasadorowie, dyplomaci. Zaś Zuzanna snuła opowieść w niepowtarzalny dla siebie sposób, w detalach opisując każdy element, okraszając lokalne historie szczyptą humoru.

Muzyka i taniec nie funkcjonują bez swojego kulturowego kontekstu, zaś Zuzanna była skarbnicą wiedzy o tym, co „hań downij bywało” w zwyczaju, obyczaju i obrzędzie. W archiwum Polskiego Radia zachowało się wiele nagrań, m.in. Anny Szewczuk-Czech czy Anny Szotkowskiej – od obrzędów bożonarodzeniowych, przez skubaczki, zwyczaje wielkopostne, po obrzędowość magiczną. Z wiedzy Zuzanny korzystali niejednokrotnie etnografowie, etnomuzykolodzy i instruktorzy zespołów. Często wracała pamięcią do ojca Jana, swojego najlepszego nauczyciela i mistrza, nie tylko gry na instrumentach, ale też tajników ich budowy.

Wnętrze kurnej chaty przez dekady było scenerią do kręcenia wielu programów dokumentujących folklor i tradycję Beskidu Śląskiego2, w której funkcję gospodarza pełnił Jan Kawulok, żona Franciszka, Zuzanna, a obecnie Janusz Macoszek – wychowanek Zuzanny i opiekun spuścizny po Janie i Zuzannie Kawulok. Warto wspomnieć w tym miejscu o serialu „Czterej pancerni i pies”, a konkretnie o scenie wesela, którą nagrywano do ostatniego odcinka w 1969 r. Dzięki temu niemal cała Polska mogła usłyszeć brzmienie gajd, na których grał Jan Kawulok, oraz towarzyszących mu skrzypiec Jóneczka z Wołowej (Jana Matusznego) i właśnie córki Zuzanny.

Poezja

W biografię Zuzanny wpisuje się poezja, tworzona w czasie pomiędzy wyjazdami, koncertami, spotkaniami esperantystów, która zdawała się dawać jej chwilę wytchnienia, ale była też środkiem wyrazu, wykorzystywanym przy okazji przygotowań kolejnych występów Koniakowa. „Jak żech grała dlo zespołu dziecięcego, to były piękne piosenki, ale tekst to mogli tylko dorośli śpiewać (…). Dziecka tego ni mogły spiewać. I tóż do tej melodii jo pisała słowa, co by to mogły dziecka na scynie zaspiwać”. Przede wszystkim inspiracją pozostawała natura, beskidzkie gronie, smreki. Wiersze Zuzanny cechują ogromna wrażliwość na piękno i umiłowanie tego, co lokalne, a urastające do rangi swoistego uniwersum. Ot, choćby ten – „O wielkości”.

Na tle gróni jestem mało dziecinka

Na tle Polski jeście miynsio drobinka

Na tle zaś mlyćnej drogi

Jestem pyłkiem ubogim

Językiem sobie najbliższym, gwarą, opowiadała poetycko świat, który ją otaczał. Od wiatrem niesionego helokania, zielonych buków na grónićku, aż tam, gdzie pod Łochodzitóm sziumi las. Wybrane utwory ukazały się w niewielkim tomiku w 2010 r., ale to zaledwie część tego, co powstało na przestrzeni kilku dekad. Niektóre z nich nie trafiły na papier, niektóre nadal czekają na swoje wydanie w zakamarkach pozostawionej spuścizny.

Do wiersza pt. „Wyrós se smyrek w lesie na gróniu” w 1997 r. Józef Skrzek stworzył muzykę, zaś premiera miała miejsce w Istebnej, na Stecówce, podczas plenerowego koncertu w 1997 r. pt. „Serce górala i groń”. Całość została zarejestrowana na płycie o tym samym tytule, zaś wiersz figuruje na niej jako utwór „Skrzypce”. Na płycie oprócz wspomnianego Józefa Skrzeka pojawia się cała plejada beskidzkich muzyków, m.in. kapela Wałasi, a utwór zaśpiewała Monika Wałach-Kaczmarzyk.

Jeden z mikroświatów, które Zuzanna sama tworzyła, to świat sentymentalnych powrotów do dzieciństwa, a symbolem wyrażającym ten świat były lalki. Zuzanna kolekcjonowała lalki z całego świata, co rusz przywożąc niejednokrotnie małe dzieła sztuki do Istebnej. Jej kolekcja to kilkadziesiąt postaci w strojach charakterystycznych dla danego państwa, regionu. Przywoziła je sama, przywozili je dla niej znajomi. Genezę swojej pozamuzycznej pasji tłumaczyła tak: „Jako małe dziecko toch miała wielki marzyni, ale taki wielki marzyni! Wiedziałach, że za tych czasów dziecięcych jo tego nie zrealizujym. Bo żech marzyła ło tym, że jak już bede wielko, bede miała piniondze, to kupim wspaniałóm lalkym”.

Jednak na spełnienie marzeń przyszło czekać kilkanaście lat. Przyczynkiem stała się przygoda z językiem esperanto. Wyjazdy na kolejne kongresy esperantystów i realizacja dziecięcych pragnień pozwoliły na zgromadzenie kilkudziesięciu małych postaci. W kolekcji znalazły się lalki ubrane w tradycyjne stroje danego regionu, państwa, miniaturowe formy, przyodziane w kimona, dworskie suknie, od Hiszpanek, przez Włoszki, po parę Hindusów.

A skąd zainteresowanie językiem esperanto? Jak można się domyślić, wszystkie drogi w owym czasie prowadziły do Istebnej, do Jana Kawuloka. Był 1954 rok. Jedna ze znajomych rodziców przywiozła ze sobą Bułgara, esperantystę Pamparowa. Dzięki nim, jak wspominała Zuzanna, zainteresowała ją sama idea dająca możliwość poznawania nowych ludzi bez barier. Pod wpływem tego spotkania rozpoczęła się przygoda z językiem, dzięki któremu pani Zuzka miała swobodę opowiadania o tym, co jej najbliższe, szerokiemu gronu osób. Najważniejszym wydarzeniem, w którym wzięła udział, był Światowy Kongres Esperantystów w Sztokholmie w 1980 r., podczas którego w języku esperanto opowiadała o tradycji i folklorze niemal dwutysięcznemu audytorium. Wyjazdów było wiele: od Czechosłowacji po Wielką Brytanię.

Szeroki wachlarz działalności Zuzki nie pozostawał bez echa – nagradzana początkowo za sceniczną działalność wraz z ojcem, po jego śmierci rozpoczęła indywidualną drogę. Pośród wielości nagród uznania znalazły się m.in.: Brązowy Krzyż Zasługi przyznany w 1966 roku, odznaka Zasłużony Działacz Kultury oraz nagrody: indywidualna Prezesa Rady Ministrów za upowszechnianie i propagowanie kultury i sztuki ludowej wśród dzieci i młodzieży w 1989 r., Ministra Kultury i Sztuki, Laur Srebrnej Cieszynianki z 1999 r.
i wreszcie jedno z najważniejszych dla świata polskiej tradycji ludowej: Nagroda im. Oskara Kolberga, której laureatką została w 1994 r.

Działalność Beskidzkiego Oddziału Stowarzyszenia Twórców Ludowych w latach 1981–86 rozkwitała pod okiem Zuzanny w roli prezesa. Pani Zuzka była również honorowym członkiem CIOFF-u i Macierzy Ziemi Cieszyńskiej.

Zuzka mniej znana

Choroba, gościec postępujący, w której Zuzanna trwała niemal przez 38 lat, nie pozwalała jej na czynny udział w życiu muzycznym regionu, jednak kobieta nieprzerwanie obserwowała to, co dzieje się w kulturze i tradycji, jej przeobrażenia. Cieszył ją fakt, że młodego pokolenia muzykantów przybywa, a działania odbijają się szerokim echem nie tylko w Polsce, ale i w świecie. Często wraca do mnie zdanie, które wielokrotnie przywoływała: „Ciesz się, jak dnia ci brakuje”. W tych kilku słowach zawarła pewną prawdę o byciu ciągle aktywnym w działaniu, w codziennych sprawach. Pomimo choroby była niezwykłą optymistką, której słowa uświadamiają, jak cenna jest każda chwila, w której można działać, uczyć i być potrzebnym.

Codzienne życie poza folklorem, nagraniami, niejednokrotnie światłem kamer było związane z dbałością o dom, a także osobistymi pasjami, na przykład szycia. Szyła dla siebie, szyła dla innych. Jak wspomina Janusz Macoszek: „Życie osobiste było bardzo skryte, nie takie, jak przed kamerami. Przychodziła do domu, siadała, kroiła materiały, to było takie odreagowanie od pracy z ludźmi. To się nie pracowało osiem godzin na dzień, to się pracowało czasami szesnaście godzin dziennie (…). Dla niej pasja szycia to była jedyna ucieczka (…). Bardzo lubiła gotować”. Zupełnie codzienne sprawy przeplatały się ze społecznymi zobowiązaniami, chociaż zdaje się, że nie było to jednoznacznie rozgraniczone – folklor był dla Zuzanny codziennością i świętem w jednym.

Jako jedna z pierwszych kobiet w Trójwsi posiadała prawo jazdy i własny samochód. Jak wspomina Janusz Macoszek, ułatwiało jej to organizację pracy związanej z zespołem Koniaków z Koniakowa. Była nie tylko zaradną muzykantką, ale także gospodynią, logistykiem, organizatorką z uporządkowaną przestrzenią wokół siebie, która stanęła na straży muzycznych tradycji i nie tylko.

Pisząc niniejszy tekst w większości wykorzystałam własne materiały i nagrania, wzbogacone o źródła internetowe Polskiego Radia dostępne online, których bohaterką była Zuzanna Kawulok. Z wielkim wzruszeniem przy pisaniu tekstu oglądałam jeden z ostatnich dokumentów, który został nakręcony w 2015 r. przez TVP Katowice – swoiste omówienie, podsumowanie pewnego etapu życia, powrót do przeszłości, zadumę nad teraźniejszością i sięganie myślą do przyszłości beskidzkich tradycji, nie tylko muzycznych.

Zuzanna Kawulok zmarła 1 kwietnia 2018 r. Spoczęła na istebniańskim cmentarzu, z rodzicami Franciszką i Janem Kawulokami. Wraz z jej odejściem zamknęła się pewna karta beskidzkiej historii mówionej. Wielość opowieści, które zachowały się w przekazie ustnym od XVIII w. w postaci legend, baśni i bajek, które opowiadał jej ojciec, bezpowrotnie odeszło. Pozostały nagrania, które stanowią jedynie ułamek tego, co potrafi przechować ludzka pamięć.

Zuzanna Kawulok przy swoim samochodzie | fot. z archiwum rodziny Kawuloków

Tekst: Ewa Cudzich

Wszystkie fotografie pochodzą z archiwum rodziny Kawuloków.

Źródła:

U. Witkowska, Koncert na gwarę góralską, „Relacja Interperetacje” nr 1(21) 2011, s. 15-19

Dziennik Zachodni | Jak cudnie kochać życie? Zuzanna Kawulok z Istebnej dobrze to wie

TVP Katowice | A życie toczy się dalej

TransEtno | Zuzanna Kawulok

Źródła PR2 | Jan Kawulok: wielki prymista i naprawiacz kości

Źródła PR2 | magazyn kultury ludowej

Skrzypce –  utwór ze słowami poezji – „Józef Skrzek – Serce górala i groń – Stecówka 1997”, wydanie 2007, Metal Mind Productions

Share This
X