O kozach urodzonych na wiosnę, które stają się kozłami zimą
Zbąszyń (Wielkopolska)
Agata Mierzejewska | 2018
Jakie były Pana początki nauki gry na kozłach?
To jest tradycja rodzinna. Rodzice wysłali mnie do szkoły muzycznej, gdzie trafiłem do klasy instrumentów ludowych, do pana Tomasza Śliwy i jego najlepszego ucznia Zbigniewa Mańczaka, to był rok 1968. Ojciec, Czasław Prządka, miał taką nadzieję, że synowie pójdą w jego ślady i uda się mu stworzyć kapelę rodzinną. Mój ojciec zaczął grać na klarnecie po wojsku i choć nie ukończył szkoły, grywał z innymi muzykantami, od których nauczył się melodii. Dopiero później zajął się budową kozłów. Miał nad wyraz duże zdolności manualne. Bardzo mnie namawiał do budowy instrumentów, ale czułem, że takich ładnych rzeczy jak on, to ja zrobić nie potrafię, i zawsze go odwlekałem od tego tematu, mówiąc – tato później, później…
kiedy zrobił Pan swojego pierwszego kozła?
Jeszcze nie zrobiłem swojego kozła. Zostawiłem to innym, zająłem się nauczaniem gry na nich.
Jakie materiały potrzebne są do budowy kozłów?
Przede wszystkim kozia skóra, która nie może być nigdzie rozdarta. Wnętrzności muszą zostać wyjęte na zewnątrz przez szyję. Kiedyś była taka anegdota, że rzucano kozy na dach, żeby się poobijały – nic bardziej mylnego. Po odcięciu głowy rozcina się szyję na około 10 centymetrów i wtedy, wkładając rękę, oddziela się mięso od skóry. Najgorsze trudności sprawia moment, gdy się dojdzie do mostka. Jak tam się wszystko uda, to wtedy już dalej nie ma problemu. Drewno na przebierkę jest najlepsze ze śliwki lub innego drzewa owocowego pestkowego, jak na przykład czereśnia czy wiśnia. Najlepsza jest śliwka, bo jest najtwardsza. Jeżeli jest odpowiednio zrobiona, to przebierki mają najlepszy dźwięk. Później, między innymi na główkę, stosujemy inne dostępne drewno liściaste, może to być buczyna, dębina lub inne gatunki, z przewagą drewna owocowego. Jeśli chodzi o pozostałe materiały, to są pewne problemy z pozyskiwaniem w ubojniach kłów czy rogów, ale udaje się ten temat obejść. Na roztrąby piszczałek stosuje się rurki mosiężne i blachę mosiężną od 0,8 do 1,5 mm grubości. Używamy stroików naturalnych, które na przebierki melodyczne pozyskujemy w okresie jesienno-zimowym z trzciny jeziorowej, najlepsze są takie, które zbieramy na podłożu żwirowym, a na stroik basowy wykorzystujemy hyćkę, czyli czarny bez. Wypala się miękki środek i można wystrugać sobie stroik.
Czy zdobnictwo instrumentów jest uwarunkowane tradycją czy zależy od fantazji budowniczego?
Każdy budowniczy zastrzega sobie swój wzór, każdy następny stara się wymyślić własny sposób zdobienia, niejednokrotnie wzorowany jednak na poprzednikach. Budowniczego możemy rozpoznać po główce kozła. Zdobienie główki jest sztuką wyobraźni, którą każdy samodzielnie doskonali.
Główki kozłów, od lewej:
1) wykonawca nieznany, Wielkopolska 1876, MLIM
2) wykonawca nieznany, Wolsztyn I połowa XX w., MNP E
3) Franciszek Modrzyk, Nądnia 1983, PME,
4) Czesław Prządka, Zbąszyń 1987, MNP E
fot. W. Kielichowski | © Instytut Muzyki i Tańca
Czy to prawa, że czasami do główek dud trafiają oczy zabawek?
Tak, wykorzystuje się różne szkiełka. Mój ojciec wykorzystywał kolorowe szkiełka, które pochodziły ze sklepów galanteryjnych – nie szabruje się dzieciom misiów! Szkiełka oprawiane są potem w rurkę i, oprawione jak kamień, umocowane w główce. Do zdobienia stosuje się również ćwieki i gwoździe, reszta wzorów jest kuta w mosiężnej blasze.
Jak długo trwa proces budowy?
Mając wszystkie elementy można to zrobić w miesiąc. Ale skórę możemy pozyskać tylko w miesiącach zimowych, od grudnia do końca lutego, ponieważ jest szczelniejsza kiedy kozy zmieniają futro na cieplejsze. Musi to być koza młoda, roczna, z miotu pochodzącego z marca lub kwietnia, która nie ma jeszcze zawiązanych wymion, byk zaś musi być wykastrowany. Kozy są bardziej popularne z tego względu, że ich skóra jest bardziej higieniczna, w przypadku kozłów nie da się zawsze wszystkiego uszczelnić i pozbyć brzydkiego zapachu.
Czy po kozie można od razu poznać, czy będą z niej dobre dudy?
Kozy różnią się rozmiarami, są krótsze i dłuższe. Lepiej jak worek jest większy, z lepiej pasionej kozy, wtedy jest łatwiej. Z mniejszych kóz robi się instrumenty dla uczniów, dla dzieci.
W jaki sposób czyści się futro, które podczas oprawiania musi się przecież zabrudzić?
Zmywa się je wodą z octem tak, żeby nic nie zastygło, resztę robi garbarz. Po wygarbowaniu środkami chemicznymi skóra jest miękka. Pamiętam, że kiedy ojciec moczył je w wannach, skóra była po jakimś czasie twarda, ulegała pęknięciom i worek nie służył pełnego okresu tak, jak powinien, czyli od 8 do 10 lat. Ojciec woził skóry do garbarzy, miał specjalny zakład upatrzony niedaleko Wolsztyna. Dzisiaj wozimy je pod Zieloną Górę.
Po czym można poznać, że dudy są dobrze zrobione?
Można to ocenić wzrokowo po obróbce drewna, ale najważniejszą rzeczą są stroiki. Jeżeli nie dobierze się odpowiednich stroików, to nawet najładniejszy instrument nie będzie grał. Poza tym dudy muszą dobrze trzymać powietrze, skóra musi być szczelna. Wizualnie zaś każdy coś sobie upatrzy. Dzisiaj budowniczowie mają większy dostęp do różnych narzędzi niż kiedyś, dzięki tokarkom i frezerkom wszystko jest dobrze obrobione. Duży kłopot sprawia nastrojenie kozła. Trzeba dobrać stroik i związać go na dole tak, aby długość języczka była odpowiednio odchylona od reszty trzciny, bo ma to wpływ i na twardość stroika i na jakość dźwięku. Podczas gdy każde skrzypce można nastroić do wysokości 440-470 Hz (a-moll – Es-dur), w przypadku dud jest to wielka sztuka aby pozyskać odpowiedni stroik, bo nie każdy stroik pasuje do każdej przebierki. Ojciec miał to już opanowane – każda kolejna przebierka, która wychodziła spod jego ręki, coraz lepiej brzmiała i stroiła.
Przebierki, od lewej:
1) wykonawca nieznany, Wielkopolska 1876, MLIM
2) wykonawca nieznany, Wolsztyn I połowa XX w., MNP E
3) Czesław Prządka, Zbąszyń 1984, MLIM
4) Czesław Prządka, Zbąszyń 1987 MNP E
fot. W. Kielichowski | © Instytut Muzyki i Tańca
W jakich sytuacjach można usłyszeć dzisiaj kozły?
Poczynając od początku roku można je usłyszeć w okresie noworocznym, w okresie kolędowania. Później, gdy kończy się karnawał, są u nas obrzędy, które nazywamy Cymprem, to zapusty. Od domu do domu chodzą wówczas przebierańcy życząc dobrego urodzaju i chowu zwierząt, otrzymując za to pączki, napitki i nalewki, które zbierają do koszyka. Po zakończonym Cymprze następuje zabawa, ostatki. Niektórzy robią to w niedzielę poprzedzającą Środę Popielcową, niektórzy dzień przed, we wtorek do 24:00. Organizatorami są przeważnie zespoły regionalne, rady sołeckie, tradycję tę podtrzymuje się na wioskach takich jak Przyprostynia, Nowy Dwór, Łomnica, Nądnia, Stefanowo, Chrośnica, Strzyżewo, Jastrzębsko. Grają tam nasze kapele koźlarskie, staramy się aby w każdej wiosce mógł zagrać przynajmniej jeden kozioł. Od kwietnia odbywają się przeglądy i konkursy. Na przełomie kwietnia i maja organizuję w Zbąszyniu Ogólnopolski Festiwal Dud Polskich, największy Ogólnopolski Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym, sztandarowym konkursem są też Sabałowe Bajania w Bukowinie Tatrzańskiej. Nie udało nam się jeszcze dostać na Festiwal Dzieci Gór w Zakopanem, w tym roku prawdopodobnie otrzymamy zaproszenie na Tydzień Kultury Beskidzkiej. Największą imprezą, na której można usłyszeć bardzo dużo instrumentalistów – koźlarzy, skrzypków, klarnecistów – jest Biesiada Koźlarska, która odbywa się w Zbąszyniu w ostatnim tygodniu września, gdzie zjeżdżają się wszyscy koźlarze i dudziarze z Wielkopolski oraz goście z całego kraju i zagranicy.
Skąd się wzięło rozróżnienie na kozła białego i czarnego?
Jest to związane z obrzędem weselnym. Kozioł czarny był wykorzystywany do obsługi ślubu. Był zwyczaj, że pan młody brał koźlarza z czarnym kozłem i mazankami, i szedł przez wioskę od domostwa do domostwa, zbierając gości weselnych. Na końcu wszyscy trafiali do domu pani młodej, gdzie następowało błogosławieństwo. Na koźle czarnym odgrywano rytualny utwór, podobny do marsza lub chodzonego, przy dźwiękach którego wychodzono do kościoła. Kozioł czarny grał do momentu obiadu. Po obiedzie koźlarz zakładał kozła białego i, w zależności od tego na co mogli sobie pozwolić weselnicy, grał ze skrzypcami czy, od XIX wieku, z klarnetem Es. Klarnet Es przyszedł do nas z orkiestr z Niemiec i przyjął się w kapeli, ponieważ łatwo go było dostroić do kozłów, w przeciwieństwie do klarnetu B. Jak była pełna kapela – to była pełnia szczęścia. Jeśli chodzi o budowę, to przy koźle czarnym nie potrzeba tyle zabiegów, bo włos ląduje w środku, a skóra jest licowana i malowana na czarno. Tak jak w kozach góralskich jest wywinięta włosem do środka. Kozioł czarny, chociaż ma komorę stroikową, nie posiada ozdobnej główki, podobnie jak to jest w gajdach śląskich.
Kozioł czarny wykonany przez Floriana Modrzyka w Mosinie w 1989 roku, MLIM
fot. W. Kielichowski | © Instytut Muzyki i Tańca
W jaki sposób przechowuje się kozła, aby się nie rozsychał i nie psuł?
Jak każdy instrument, musi mieć odpowiednią wilgotność do przechowywania, podobnie jak skrzypce, od 40 do 70 procent, wówczas po krótkim rozegraniu można na nim grać i nie ma specjalnych problemów ze strojeniem. Jednak instrument niegrany też się psuje. Przynajmniej raz w tygodniu należy go „ograć”. Każdy, kto gra na własnym koźle, ma stroik „uklepany” pod swoją rękę, pod swój docisk. Można zagrać na koźle należącym do kogoś innego, ale, jak my to mówimy, on inaczej idzie, bo inne warunki są do spełnienia. Koźlarz potrafi dostroić przebierkę poprzez zmianę ciśnienia w komorze stroikowej dociskając skórę lewym łokciem, ale jest to bardzo trudne i umieją to bardziej zaawansowani koźlarze. Dobrze wykonany i dobrany stroik polega na tym, że docisk jest prawie stały – w rejestrze górnym słabszy, w rejestrze dolnym mocniejszy.
Czy dudziarz rzeczywiście może grać na weselu nawet przez kilka dni?
Oczywiście nie non stop. Na weselu były przerwy, na przykład na jedzenie i na różne obrzędy, w których brał udział także koźlarz i pozostali instrumentaliści. W zależności od tego kto miał jakie możliwości, tym wesele dłużej lub krócej trwało. Ja nie pamiętam już tych czasów, urodziłem się w roku 1958, ale z reguły, jak mi ojciec opowiadał, wesela trwały 2-3 dni. Kapele koźlarskie zanikały po wojnie, u moich dziadków koźlarze jeszcze grali. Kozły stopniowo wypierane były przez nowoczesne zespoły, składające się z akordeonu, skrzypiec, potem wchodziły saksofony, kontrabasy, gitary. Cieszę się bardzo, że ta nowoczesność idzie swoją drogą, a w naszym regionie, choć kozioł nie gra już całego wesela, kapela wpada przynajmniej na pół godziny – do godziny, i zabawa trwa przy dźwiękach kozłów.
Czy goście jeszcze dzisiaj zamawiają utwory, które chcą usłyszeć, czy kapela przychodzi z gotowym repertuarem?
Goście wybierają z tych utworów, które znają, jako repertuar koźlarski. Dużo jest też par, które zamawiają sobie granie po wyjściu z kościoła, kiedy jest czas na złożenie życzeń lub na zdjęcie. Kapele często załapują się do wspólnego zdjęcia i mamy wówczas dowód na to, że kapela koźlarska grała tam przynajmniej na początku.
Czy zamówienie kapeli dudziarskiej to rzeczywiście była rzecz prestiżowa i droga?
Kosztowała pewnie tyle, ile kosztuje także i dziś. Dzisiaj są ceny od 2 do 5 tysięcy, więc podejrzewam, że wielkość wydatku była kiedyś podobna.
Czy to prawda, że do roztrąbu piszczałki wrzuca się monety, a pod ogonem jest lusterko specjalnie dla panny młodej?
O tym lusterku krąży charakterystyczna anegdota, przekazywana z pokolenia na pokolenie. Kiedy wesele odbywało się w chatach, których pomieszczenia nie były tak duże, jak dzisiaj mamy sale wiejskie, restauracje, czy domy weselne, wówczas wynoszono z mieszkań wszystko i ściągano nawet obrazy, żeby się nic nie stłukło. Ponieważ młoda pani po pewnym czasie zabawy chciała poprawić fryzurę czy makijaż, a nie miała się gdzie przejrzeć, młody pan wrzucał koźlarzowi pieniążek, tak zwany grosz, do roztrąbu. Koźlarz podnosił wtedy ogon instrumentu i młoda pani mogła sobie poprawić urodę, czy buraczkiem, czy węglem drzewnym, tym co miała dostępne. Lusterko miało taką czarodziejską moc, że później długo była młoda i piękna. Dlatego bardzo często młode panie zaglądały koźlarzowi pod ogon i tam się malowały.
Dlaczego tak dużo dziewcząt jest obecnie zainteresowanych grą na dudach?
Kiedyś grali głównie chłopcy, potrzeba było do tego dużo siły, dziewczęta się do tego nie brały. Dzisiaj mamy sytuację odwrotną, dużo dziewczyn gra w kapelach. Chłopcy idą w kierunku piłki nożnej. Popularyzacja piłki nożnej zmniejsza nam pozyskiwanie chłopców do gry na koźle. Obecnie wśród moich uczniów chłopców można policzyć na palcach jednej ręki. Kiedyś od czasu do czasu trafiała się dziewczyna, która potrafiła grać na skrzypcach, dzisiaj dziewczyny grają zarówno na klarnetach, na skrzypcach jak i na kozłach.
Jak wygląda nauka w Szkole Muzycznej w Zbąszyniu?
Uczę w tej szkole od 2010 roku, gdzie przejąłem pracę od pana Henryka Skotarczyka, który przeszedł na emeryturę. Wcześniej, do czerwca 1990 roku, uczył tam mój ojciec. W szkole uczeń powinien spędzić w klasie instrumentów ludowych przynajmniej jeden rok. Zajęcia trwają 30 minut i odbywają się raz w tygodniu. W pierwszym roku uczymy gry na sierszeńkach, sposobów utrzymania ciśnienia w worku i dostarczania odpowiedniego strumienia powietrza przez dymkę na stroik. Te dwie umiejętności trzeba skoordynować tak, aby to było płynne, odbywało się bez żadnych zakłóceń. Na początku, jak to mówią, są „stęki i jęki”, dźwięk jest wyższy i niższy, i na tym polega trudność, aby wyrównać wszystko łokciem i siłą wtłaczanego do worka powietrza. Uczniowie, którzy zdobywają laury na konkursach, chodzą do mnie przez 2-3 lata. Jeśli uczeń ma szansę uczyć się 4 lata i więcej zdobywa bardzo wysoki poziom umiejętności i gry.
Czy szkoła prowadzi zajęcia z budowy kozła?
Jeszcze nie. Korzystamy natomiast z półfabrykatów, pokazujemy w jaki sposób wygląda materiał na przebierkę, bąka, główkę, dymkę. Omawiamy to, lecz jeszcze nie praktykujemy od strony wykonawstwa.
Czy istnieje nurt „innowacyjny” w budowaniu dud, techniczny lub dekoracyjny?
U dudziarzy zachodnich z Francji, Włoch, Szkocji widzę różne nowinki, jak udoskonalone na przykład zaworki. My jesteśmy na tradycyjnych zaworach zwrotnych utrzymujących powietrze w worku, najprostszych jakie są możliwe, wykonywanych ze skóry. U nas innowacyjność polega na obróbce drewna i na zdobnictwie, resztę rzeczy wykonujemy metodą tradycyjną.
Ilu w Polsce jest koźlarzy?
Można by stworzyć potężną orkiestrę, składającą się z około czterdziestu. Umiejętność grania posiada więcej osób, ale według moich danych jest w regionie 40 koźlarzy, którzy mają instrumenty i mogą zagrać w każdej chwili.
Dlaczego kozioł jest popularny akurat w tym regionie?
Zastanawiamy się dlaczego. Badali to etnografowie i etnomuzykologowie. Jest to bardzo mały region, od Buku już były dudki, od Grodziska, od Kościana… Na tej małej przestrzeni, którą teraz nazywamy Regionem Kozła, powstało Stowarzyszenie Gmin, porozumienie sześciu gmin z pięciu powiatów, mające na celu wzajemną pomoc w różnych sprawach gospodarczych, które przyjęło nazwę od naszego instrumentu. Kozioł zadomowił się w dolinie Obry, na odcinku od Kopanicy do Trzciela, jego stolicą jest Zbąszyń, kolebką były Perzyny, Chrośnica i Zbąszyń, skąd koźlarze rozchodzili się na cały region. Zbąszyń był kiedyś miastem granicznym, przez region przechodziła granica państwowa. Dziś przechodzi granica administracyjna, podział województw, który nie ma jednak żadnego wpływu na porozumiewanie się i stosowanie tych samych obrzędów w regionie, po obu granicach województwa wielkopolskiego i lubuskiego. Kiedy Zbąszyń należał do województwa lubuskiego, twórcy województwa lubuskiego nazywali kozła – kozłem lubuskim, pani Jadwiga Sobieska pisząc swoją pracę musiała nazwać ten instrument właśnie w ten sposób. Twórcy podziałów administracyjnych staczali boje o nazwę: wielkopolski czy lubuski, na szczęście dziś kozioł nazywa się tak, jak się nazywał od samego początku, czyli kozioł biały weselny i kozioł czarny ślubny, a animozje przeminęły.
Czy to prawda, że koźlarze ze Zbąszynia pomogli muzykom na Łużycach w odrodzeniu muzyki koźlarskiej po wojnie?
Tak. Tomasz Śliwa na prośbę Łużyczan jeździł do nich. Był tam bowiem taki moment, który my też przeżywaliśmy, że nie było budowniczych tych instrumentów. W celu nauki i odnowienia umiejętności budowy poczynili starania, by pan Tomasz Śliwa jeździł tam uczyć zarówno budowy jak i gry. Na terenie Łużyc występuje dziś też kozioł biały, podobny do naszego, o dwóch strojach – bardziej na Południe strój Es, w Północnych Łużycach strój F.
Czy Pan, znakomity koźlarz, potrafi także grać na innych rodzajach dud występujących w Polsce?
Przyznam się szczerze, że nie próbowałem, ale trzymałem w rękach inne rodzaje dud podczas Biesiady Koźlarskiej. Nie praktykujemy tego, że ktoś gra na czyimś instrumencie. Trzeba się w danym regionie urodzić, i wtedy to się ma wyssane z mlekiem matki. Pewnych rzeczy można się nauczyć, a pewne rzeczy trzeba mieć już w genach. To są charakterystyczne rejony – Góral z Podhala nie zagra na dudach żywieckich czy na gajdach śląskich, i odwrotnie. Typowa muzyka na odpowiednim poziomie wykonawstwa to zawsze są ci rodowici, rdzenni wykonawcy.
Czyli same umiejętności obsługiwania dud nie są tak ważne jak wyczucie stylu i zrozumienie muzyki regionu?
Dokładnie.
Ile kozłów może znajdować się w Polsce, włączając te, które znajdują się już w muzeach?
Mój ojciec zbudował ich około 80, pan Modrzyk też ponad setkę, Tomasz Śliwa zrobił 20-30 instrumentów, pan Domagała i tutaj inni też około setki. Więc około 200-300 instrumentów zostało wyprodukowanych w Polsce.
Jest to dosyć głośny instrument, jak jest zatem z ćwiczeniem, rozgrywaniem się?
Nauka zawsze odbywa się w pomieszczeniach zamkniętych i odosobnionych, żeby to nikomu nie przeszkadzało. Nasze dudy, kozły, nie są tak głośne, jak dudy szkockie, mają głośność zadowalającą, jak trąbka, szkrzypce, głośniejsze są klarnety. Ale można porównać to do głośności pozostałych instrumentów, choć kozioł należy do grupy aerofonów dętych, stroikowych.
Jakie są plany Stowarzyszenia Muzyków Ludowych?
Zasadniczym celem Stowarzyszenia jest przekazywanie umiejętności budowy i gry młodszym pokoleniom. Robimy to non stop. Staramy się koordynować działania w regionie, bacznie się przyglądając i stwarzając warunki temu, aby ta tradycja nie zanikła. O mało co przecież nie byłoby u nas budowniczych z przyczyn naturalnych – kilku budowniczych w jednym czasie odeszło z tego świata. Ale udało nam się przedłużyć tradycję poprzez warsztaty, które organizowałem w latach wcześniejszych: zdejmowania skóry, pozyskiwania stroików, trzciny, cięcia trzciny, zacinania. Okresy zimowe, kiedy się mniej gra, wykorzystujemy właśnie na takie działania. Budowniczowie robią obecnie instrumenty na bardzo dobrym poziomie.
Która z imprez dudziarskich szczególnie zapadła Panu w pamięć?
Najbardziej zapamiętałem pierwsze Biesiady Koźlarskie, z których pierwsza odbyła się w Nądni koło Zbąszynia w grudniu 1973 roku. Teraz mamy 43 edycję (w 1974 nie było Biesiady, kolejna była w lutym 1975 roku). Była to możliwość usłyszenia wszystkich najlepszych koźlarzy z regionu w jednym miejscu i możliwość wspólnego muzykowania. Był tam Tomasz Domagała, Tomasz Kotkowiak, Tomasz Śliwa, który już wtedy nie grał, ale bywał, Zbyszek Mańczak, Franciszek Muńko, Rybicki, Łakomy, który się przeprowadził do Babimostu, gdzie prowadzę zajęcia w ognisku. Jest tam chętna młodzież, w Nowym Kramsku mam 10 uczniów, w Podmoklach 10-11 osób uczy się grać, a tutaj w Zbąszyniu, mamy Dąbrówkę Wielkopolską, gdzie mam też 20 uczniów, 2 kapele już dobrze grające, prowadzę ich już czwarty rok, zaczynają bardzo ładnie grać. To takie 4 ogniska gdzie kultura się tworzy i jest kontynuowana.
Zatem kształci Pan teraz kilkudziesięciu dudziarzy?
Ponad pięćdziesięciu młodych zdolnych instrumentalistów.
Który z wymienionych przez Pana koźlarzy najbardziej się Panu podobał?
Tomasz Śliwa to niedościgniony wzór, dużo grywałem ze Zbigniewem Mańczakiem, jego najlepszym uczniem, teraz grywam z innymi uczniami Tomasz Śliwy, jego szkoła była charakterystyczna, jego wątek koźlarski, technika gry. Część starszych koźlarzy odchodzi, ale jest nasz mistrz Henryk Skotarczyk, współzałożyciel Stowarzyszenia Muzyków Ludowych wraz z Antonim Janiszewskim, Tomaszem Śliwą oraz Tomaszem Kotkowiakiem, to słynne i ważne nazwiska w tym regionie.
Wywiad przeprowadziła Agata Mierzejewska.
Pochodzi z bloga: www.blog.instrumenty.edu.pl i został udostępniony na stronie dudziarze.pl dzięki uprzejmości Instytutu Muzyki i Tańca.
Filmy i niepodpisane fotografie: Piotr Baczewski