Szymon Bafia. Muzyka z dziada-pradziada.
Zakopane (Podhale)
Monika Gigier | 2018
Wcześniejsze pokolenia Galiców też grały. I ojciec albo dziadek Józefa Galicy – to się zacierało, bo to przekazy ustne głównie – on pasał owce w Liptowie. I pasł owce, i grał na kozie. Jeden z liptowskich górali chciał od niego tę kozę odkupić za najpiękniejszą owcę ze stada, jakąkolwiek by chciał. Ale on się nie zgodził, bo tak lubił ten instrument. I koza została w rodzinie.
Lata później tę kozę odnajdą na strychu rodzice Martyny – prawnuczki Józefa Galicy „Bacy” – i poproszą Szymona Bafię o renowację instrumentu. Dwunastoletnia wówczas Martyna trafi pod skrzydła Szymona na naukę gry na dudach podhalańskich i stanie się jedną z pierwszych kobiet dudziarek na Podhalu…
Na początku nie podchodziłam z entuzjazmem do tego, że będę musiała na tym grać. Ciężko się dmuchało, kręciło się w głowie. Ale później spodobało mi się i już będzie piąty rok, jak gram.
Martyna ma dziś siedemnaście lat. Dudy – i to właśnie te dudy – pamiątka rodzinna, co podkreśla Szymon Bafia – były pierwszym instrumentem, na którym nauczyła się grać. Dlaczego początki gry na kozie były trudne? Niełatwo było nadmuchać instrument, kręciło się od tego w głowie – przyznaje Martyna. Bafia z wyrozumieniem przytakuje:
To jest chłopski instrument bardziej – taki śmierdzący diabeł. A dziewczyny raczej nie grały. Martyna się odważyła jako dziecko małe. I początki były trudne, ale dzielnie walczyła. Teraz gra bez problemu.
Józef Galica (po prawej) / 1935
Narodowe Archiwum Cyfrowe
Jako kierownik dziecięcego góralskiego zespołu Zornica, działającego przy Tatrzańskim Centrum Kultury i Sportu „Jutrzenka”, Szymon Bafia zaszczepia pasję do tradycyjnej muzyki
i tańca w najmłodszym pokoleniu górali. Ponadto od 2007 roku prowadzi także szkółkę dudziarską, w której do 2016 roku przekazał umiejętności gry na dudach już piętnastu uczniom. Adeptów gry na kozie zaczęło przybywać, Szymon buduje więc dla nich kolejne instrumenty, eksperymentując przy konstrukcji tak, by jak najbardziej ułatwić im grę i nie zrazić do kapryśnej kozy. Instrument jest bardzo wrażliwy na zmiany temperatury czy wilgoci, jako jedyny spośród polskich dud jest cztero-, a nie dwugłosowy, trzeba szczególnie uważać, by się nie rozstroił.
Sam Bafia pobierał nauki u Tomasza Skupnia – nauczyciela współczesnego pokolenia dudziarzy podhalańskich, który „na nowo odkrył piękno dud” Jako znakomity stolarz, wrażliwy multiinstrumentalista, Skupień wprowadził do budowy kozy pewne innowacje, stworzył dla swoich uczniów nutowe zapisy melodii góralskich. Przy nim Szymon Bafia nauczył się budować dudy. Każda lekcja mistrza zaczynała się mocną kawą i opowieściami. Między innymi dzięki tym przekazom ustnym pamięć o dudziarzach podhalańskich jest wciąż żywa. Tomasz Skupień wykształcił pięciu uczniów. Bafia przejął jego styl gry, a teraz przekazuje go swoim uczniom. I tu historia zatacza koło, bo pierwszym nauczycielem Tomasza Skupnia był wspomniany na początku Józef Galica – pradziadek Martyny, uczennicy Szymona
Ale w sumie każdy – Szymek też – dodaje coś od siebie do tej wiedzy zaczerpniętej
od mistrza. Powoli, z każdym mistrzem, inne style się robią…
To uwaga Michała – kolejnego ucznia Szymona Bafii. Rodzina Michała to muzykanci od pokoleń – skrzypkowie, klarneciści, multiinstrumentaliści. Otoczony muzyką podhalańską od małego, Michał sam zapragnął iść do zespołu. Jego nauczyciel wspomina to z rozrzewnieniem:
Myśmy mieli próby Zornicy w Jutrzence. On przyszedł taki malutki, że mu basy wystawały ponad głowę. A jeszcze nie umiał w ogóle grać. No i my zaczynali od „po cztery”, „po wietrznej”, co do tańca. A teraz jest jednym z czołowych kontrabasistów.
Bafia przyznaje, że najbardziej cieszą go sukcesy jego uczniów – do ważniejszych nagród należą Baszta za występ solowy Ogólnopolskiego Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym czy drugie miejsce w Orawskiej Polhorze (obie nagrody dla Jakuba Klusia). Poza konkursami i festiwalami, które uważa za najważniejsze dla swoich uczniów, Szymon Bafia ma również nietuzinkowe pomysły na występy – łączy kulturę wysoką i ludową. Napisał scenariusz i wyreżyserował „Hanusine Złote Kierpce” – musicalową góralską adaptację „Kopciuszka”. Teraz przygotowuje „Poskromienie złośnicy” – motywy Szekspirowskiej sztuki mają według niego dokładne odniesienia w realiach góralskiej wsi.
Przez lata prowadzenia zespołu Bafia wykształcił grupę koncertową młodzieży, prezentującą rodzimy folklor na festiwalach w kraju i za granicą. Za każdym razem ważną rolę w występach grają dudy.
Pisząc programy dla zespołu, chcę pokazywać taniec góralski wykonywany przy akompaniamencie dud, aby uzmysłowić widzom, że takie były początki muzyki góralskiej, zanim do tańca zaczęły przygrywać skrzypce.
A skrzypce pojawiły się na Podhalu w połowie XIX wieku i zaczęły wypierać dudy…
Bo skrzypce są atrakcyjne – nastroisz pieronem – wszystko stroi i nie ma problemu.
A tu trzeba dmuchać, skala mała, nie wszystko się zagra…
Poza skrzypcami na Podhale wkroczyła też coraz większa liczba turystów z Warszawy czy Krakowa, przynosząc modę na zachodnioeuropejską, wielkomiejską muzykę. Na jakiś czas muzyka góralska zaczęła cichnąć pod naporem fokstrota czy jazzu. Te przemiany trafnie ukazuje Katarzyna Dzierzbicka w artykule Czy tu grają po góralsku?
Jaka jest obecna kondycja muzyki dudziarskiej na Podhalu? Michał, poza podhalańskim folklorem w „Zornicy”, gra też współczesny folk-jazz. Nie ocenia, która muzyka jest „lepsza”, bo uważa, że jeśli ktoś umie się bawić, to zawsze znajdzie do tego miejsce. Co do muzyki swoich przodków jest pewny:
Od tego się zaczynało – to taka podstawa. To jest fundament i na starość będziemy wracać do tego.
Szymon przytakuje z radością:
Bo to jest coś, co Cię wyróżnia.
A prawda jest taka, że gdyby nas to nie cieszyło, to byśmy tego nie robili. Poszłoby to po prostu w kąt – dodaje Martyna.
Szymon zaś puentuje:
A to idzie do przodu
Po ich wypowiedziach można wnioskować, że uczniów Szymona Bafii nie wyjazdy na festiwale cieszą najbardziej. Chodzi o bycie w fajnej grupie. Tych młodych ludzi łączą więzi – czysta sympatia, niekiedy wspólne cele. Ale także, co wprost zauważył ich nauczyciel – poczucie wyjątkowości.
To jest nisza. Ci [z miejscowych], co pamiętają [muzykę dudziarską] o tym, coś wiedzą, to dobrze podchodzą. Zawsze, gdzie nie wyjdziesz, to wzbudza zainteresowanie.
Świadomość niszowości nie frapuje uczniów Szymona Bafii, przeciwnie, zdaje się konsolidować ich jako grupę społeczną. Pielęgnują ten stan w obawie przed utratą oryginalności. Na spotkania z rówieśnikami spoza zespołu nie biorą dud. Dbają o dobrą atmosferę w zespole. Na dużych festiwalach najlepiej czują się we własnym kameralnym gronie. Nie widzą też miejsca na kozę w pop-kulturze. Michał stwierdza:
Jakby było za bardzo [popularne] to by poszło w złym kierunku […] zaleje się rynek i będziemy w supermarkecie kupowali dudy. To nie jest dobre, bo później to, jak powinno być, pójdzie w niepamięć.
Szymon przekonuje: To musi zostać. Dobrze jak jest niszowe. Dobrze, żeby ludzie wiedzieli o takich rzeczach, bo dalej nie wszyscy – nawet górale – o tym wiedzą – to jest nasza rola. Jakbyśmy chcieli zrobić „armię dudziarzy”, można by było zrobić, ale… Ja jestem zadowolony. Bo np. ta czwórka [uczniów] na pewno będzie tę pałeczkę dalej przekazywać pokoleniu. Michał też robi dudy – te zrobił dla siebie. Marta też – główkę wyrzeźbiła. Najważniejsze, żeby ten przekaz pokoleniowy nie został przerwany
Dzięki muzykom takim jak Stanisław Budz-Lepsiok „Mróz”, Józef Galica „Baca” czy Tomasz Stępień dudy podhalańskie nie umilkły całkowicie. Wraz z pamięcią o tych, którzy na kozie grali, trwa historia samego instrumentu. Szymon Bafia sprawia wrażenie chodzącej skarbnicy opowieści o dudach i dudziarzach. Chętnie przekazuje je dalej, podłapują to jego uczniowie, dorzucając swoje historie. Miedzy sobą mówią gwarą.
Szymon opowiada: A dawniej, to jak dziadek Józek był bacą… pasał w Kondratowej, w Gąsienicowej, najwięcej w Gąsienicowej pasł. I dudy mu dawały dość spory zarobek dodatkowy. Bo on se wychodził na Kasprowy, jak mu juhasi te owce podoili, była pogoda, to se siadał na skale na Kasprowym wierchu i grał. No i jak turyści przyjeżdżali, to mu dawali pieniądze, a jak Amerykany przyjeżdżali to mu dolary plaskali. Bo to było takie zjawisko…
Stąd dudki [pieniądze] – od dud. A dawniej się na wesele grało za oscypka, kiełbasę, wódkę… za pół świni się szło grać… – tłumaczy Michał.
Szymon: O, to było honorowo!
Rozmowa szybko przeradza się w ożywioną konwersację wokół dud – począwszy od ich historii sprzed lat na dzisiejszych aspektach politycznych kończąc. Często spostrzec można, jak Michał i jego nauczyciel opisują poszczególne osoby poprzez koligacje rodzinne. To, jak ważne są więzi rodzinne na Podhalu widać na pierwszy rzut oka. Gdyby nie pielęgnowanie ich, przekaz wielu kulturowych treści zapewne nie doszedłby do skutku.
Niewątpliwy sukces pedagogiczny Szymona Bafii nie polega jedynie na wykształceniu kilkunastu dudziarzy, zdobywających nagrody na festiwalach. Szymon zdaje się być w ich oczach nie tylko nauczycielem, ale i pewnym autorytetem, doradcą. Najstarsi uczniowie – Michał, Martyna, Jakub i Natalia – poszli w jego ślady, wybierając zawód lutnika w Liceum Sztuk Plastycznych im. A. Kenara. Po relacjach z uczniami – Michałem i Martyną – widać, że spod skrzydeł Szymona Bafii wychodzą rzeczowi młodzi ludzie, mający solidną podstawę do wkroczenia w dorosłe życie bez lęku – świadomość swoich korzeni.
tekst: Monika Gigier
fotografie / film: Piotr Baczewski
fotografia w nagłówku: Piotr Piszczatowski
Za pomoc w realizacji materiałów dziękujemy Szymonowi Bafii, Martynie Galicy i Michałowi Pawlikowskiemu.